[100 PŁYT KTÓRE ZMIENIŁY HISTORIE ROCKA] - BLACK SABBATH
Przełom lat 60' i 70' przyniósł ogromny zbiór fantastycznych produkcji i mocno pchnął rozwój do przodu. W tym czasie powstało najwięcej nowych treści i pod względem płodności był to najważniejszy okres w historii muzyki. To właśnie wtedy odbył się pierwszy Woodstock, a wielka fala hipisowska zalała świat swoim psychodelicznym odlotem i miłością zawartą w pokojowym manifeście. Przełomowe krążki wciąż zachwycały coraz szybszymi solówkami, rozbudowanymi partiami i riffami, które inspirują po dzisiejszy dzień. Na początku roku 1970 zespół Led Zeppelin dysponował już dwoma płytami i podbijał świat jeżdżąc w trasy. W międzyczasie wszyscy zachwycali się, kiedy to Jimi Hendrix przekraczał kolejne granice i zdecydowanie wybiegał poza swoje czasy. Panował rozkwit twórczy i głód muzyczny fanów był zaspokajany niemalże bez przerwy. Wydawałoby się, że każdy element układanki był na swoim miejscu i na horyzoncie nie było widać zbliżającej się zmiany. Wzrok fanów był skierowany przede wszystkim na czołowych wyjadaczach. W piątek, 13 lutego 1970 roku czterech młodych muzyków z brytyjskiego Birmingham weszło "z buta" w dotychczasowe zestawienie. Nie był to jednak pechowy piątek, gdyż swoim debiutem zapoczątkowali oni narodziny nowego gatunku – heavy metalu.
W tym tygodniu gwiazdą cyklu "100 płyt, które zmieniły historię rocka" będzie zespół Black Sabbath ze swoim debiutanckim albumem "Black Sabbath".
Zespół swoim pierwszym dziełem uderzył w muzyczny świat niczym młot z fabryki przemysłowej. Birmingham przyczyniło się do stworzenia metalu i nie mamy tutaj na myśli surowców produkcyjnych. Ciężki i brutalny wizerunek grupy jest odbiciem klimatu panującego ówcześnie w miejscowości, z którego wywodzi się Black Sabbath. Środowisko składało się głównie z industrialnej architektury, wszechobecnej biedy i niskiego poziomu życia. Szare społeczeństwo będące przede wszystkim klasą robotniczą nie sprzyjało rozwojowi artystycznemu.
Wszystko to miało ogromny wpływ na Ozzy'ego Osbourne'a, Tony'ego Iommi'ego, Geezera Butlera i Billa Warda. Każdy z nich przelał na swój instrument gorycz oraz frustrację spowodowaną brakiem życiowych perspektyw, co finalnie przełożyło się na materiał pierwszej płyty. Na wejściu wita nas okładka, która sama w sobie tworzy pewną mroczną i niepokojącą aurę. Czarna postać na tle surowych kolorów zdecydowanie nie dodaje otuchy. Fotografia równie dobrze mogłaby posłużyć jako plakat jednego z filmów grozy.
Pierwszy album, pierwszy utwór, pierwsze ciary. Tytułowy "Black Sabbath" uznawany jest za pioniera muzyki heavymetalowej, który przetarł szlaki późniejszym twórcom cięższych brzmień. To właśnie Black Sabbath zapoczątkowali gatunek i są prekursorami w tej dziedzinie. Inspiracją do napisania tego utworu były przeżycia basisty zespołu, Geezera Butlera. Miał on wcześniej styczność z okultyzmem i próbował wielu zakazanych form zgłębiania wiedzy w tym zakresie. Pewnej nocy zerwał się ze snu i zobaczył przed sobą czarną postać, która według niego nie miała dobrych intencji. Po tym incydencie na dobre pożegnał się z praktykami okultyzmu i pod wpływem strachu przelał wszystko na papier, tworząc w ten sposób tekst do "Black Sabbath". Całą otoczkę podsyca przerażający riff Iommi'ego, zbudowany na tak zwanym "trytonie". Legenda głosi iż w średniowieczu zestawienie tych trzech dźwięków było uważane za przeklęte i miało rzekomo charakter demoniczny. Cóż, po przesłuchaniu ciężko się dziwić. Wielu słuchaczy na koncercie uważało podobnie, skoro część z nich uciekała z przerażenia już na samym początku show.
Nawiązań do miłości również nie brakuje. Muzycy nie byliby sobą, gdyby nie umieścili jej w nieco innej formie i w "N.I.B." opowiadają o zakochanym diable. Solo na basie, które rozpoczyna utwór to zdecydowany klasyk i jeden z najbardziej rozpoznawalnych wstępów Butlera. Skrótowa nazwa na przestrzeni lat była wielokrotnie poddawana próbie interpretacji. Prawda jest jednak taka, że brak tutaj fajerwerków i mrocznych opowieści. Utwór zawdzięcza swoją nazwę brodzie perkusisty Billa Warda, która swoim kształtem przypominała wtedy stalówkę od pióra (z ang. "nib").
Tajemnicza aura ciągnie się z każdą następną pozycją, wielokrotnie przeplatana bluesowymi zagrywkami, ciekawą liryką i dziką sekcją rytmiczną. Niespodziewane zwroty akcji nadają niesamowitej dynamiki. Ciężko uwierzyć, że cały album wraz z nagraniem i produkcją powstał w jeden dzień. Słuchając utworów nie sposób stwierdzić, że zrobione są po łebkach lub jakkolwiek odstają od siebie pod względem jakości. Muzycy podeszli poważnie do szczegółów, co czuć w każdej sekundzie. Efekty burzy i grzmotów czy kościelne dzwony robią wrażenie, a zastosowanie takich efektów w tamtych czasach było nie lada wyzwaniem. Opłaciło się, bo debiutancki "Black Sabbath" to kamień milowy w muzyce rockowej, a skład z Birmingham pokazał, że mają wiele do zaoferowania muzyce. Zostali w ten sposób inspiracją dla wielu pokoleń artystów i jak twierdzi duża część z nich, nie byłoby ich muzycznie gdyby nie Sabbath.
Więcej o albumie dowiecie się od poniedziałku do czwartku w cyklu "100 płyt, które zmieniły historię rocka".