[100 PŁYT KTÓRE ZMIENIŁY HISTORIĘ ROCKA] Pink Floyd - The Final Cut  

REKLAMA
W tym tygodniu na warsztat bierzemy ostatnią płytę zespołu Pink Floyd z Rogerem Watersem.
REKLAMA

The Final Cut ukazał się w Wielkiej Brytanii 21 marca 1983 roku i jest to ostatni album nagrany z Rogerem Watersem w składzie. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że stanowi solowe osiągnięcie muzyka. W podtytule zawiera informację: A Requiem for a Post-War Dream by Roger Waters. W jego zamyśle ta płyta była pożegnaniem Pink Floyd. Ciekawostką jest, że tytuł The Final Cut został zaczerpnięty ze sztuki Williama Shakespeara, a album miał być początkowo soundtrackiem do filmu „Pink Floyd The Wall”.

REKLAMA

Waters dedykował tę płytę swojemu ojcu, który poległ na froncie drugiej wolny światowej. Muzyk nie mógł pogodzić się z faktem, że konflikt zbrojny pozbawił życia tak wielu ludzi. Tło stanowi spór Wielkiej Brytanii z Argentyną o Falklandy. Na współczesne wydarzenia patrzy tu dorosły człowiek, który swoje już w życiu przeżył. Inaczej było w The Wall, którego The Final Cut jest jakoby kontynuacją. Na poprzedniej płycie świat po wojnie opisywany był z perspektywy dziecka.

Album rozprawia się z powojenną Anglią i jej marnymi szansami na pokój po wygranej z faszyzmem. The Final Cut stanowi historię byłego żołnierza, który zmuszony był obserwować śmierć wielu swoich bliskich. Nie potrafi przyjąć do wiadomości, że świat niczego się nie nauczył i nie wyciągnął żadnych wniosków z okrucieństw wojny.

W pierwszym kawałku można usłyszeć zarzuty kierowane w stronę rządzących, jak na przykład do Margaret Thatcher: „Maggie,co stało się z naszym powojennym marzeniem...”. Polityków dotyczą też kawałki: „Get your Filthy Hands Off My Dessert”, „Southampton Dock” i „Not Now John”. Oprócz Tatcher, na płycie dostaje się także Reganowi i Breżniewowi. W „The Flether Memorial Home” Roger przedstawia swój pomysł stworzenia izolowanego zakładu właśnie dla tych rzekomych „mężów stanu”, których w zamknięciu można bez skrupułów wymordować.

Wspomniany wyżej utwór „The Flether Memorial Home” jest jednym z nielicznych, w których da się odnaleźć stare brzmienie Floydów. Wszystko za sprawą gitarowych partii Davida Gilmoura. Podobnie dzieje się w „Your Possible Pasts” oraz w tytułowym „The Final Cut”. Ten pierwszy przedstawia zgorzkniałego Watersa, który sprawia wrażenie obrażonego na wszystkich. Cała płyta jest zresztą próbą wyrażenia złości, gniewu i bólu. Nie brakuje tu też oskarżeń czy szyderstwa. I choć krążek rozpoczyna się słowami: „Powiedz mi prawdę, powiedz, dlaczego ukrzyżowano Jezusa...”, dziełem związanym z religijnością nie jest.

REKLAMA

Pierwsze skrzypce gra tu zdecydowanie wokal Watersa. Poza smyczkami rozbrzmiewa także fortepian i delikatne instrumenty dęte. W „The Gunner's Dream” i „Two Suns In The Sunset” słychać Raphaela Ravencrofta grającego na saksofonie. „Two Sun Of Sunset” to końcowa ballada będąca opisem atomowej zagłady. I stanowi zakończenie nie tylko płyty. Ostatnie słowa brzmią: „W obliczu końca wszyscy jesteśmy równi”.

Prace nad albumem trwały pół roku i odbywały się w ośmiu różnych studiach. Zespół nagrywał jako trio, wyrzucając uprzednio klawiszowca. W projekcie wzięli udział także muzycy, którzy później pomagali Watersowi przy jego solowym longplayu. Współtwórcą był chociażby słynny kompozytor muzyki filmowej Miechael Kamen. Płyta The Final Cut znacznie wpłynęła na dezintegrację grupy Pink Floyd.. David Gilmour wspomina współpracę z Watersem jako koszmar. Podczas sesji nagraniowych mężczyźni wręcz skakali sobie do gardeł. Na krążku dużo jest Watersa, niewiele starych Floydów. Czy to dobrze? Sami oceńcie.

REKLAMA

SŁUCHAJ ROCK RADIA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA