Drugiego Dream Teamu nie będzie!
Doświadczony pisarz wyjaśnił w niej fenomen ekipy Chucka Daly’ego, która zaprezentowała basket z innej planety i przede wszystkim zmieniła oblicze koszykówki raz na zawsze. Amerykańska plejada gwiazd uczyniła z NBA wielką markę, emblemat globalnej dyscypliny sportowej i to w erze niecybernetycznej, co było niebywałym osiągnięciem. Żadne narzędzia marketingowe nie wypromowały NBA lepiej niż Dream Team, składający się z najbardziej znanych, spektakularnych i uwielbianych mistrzów kosza.
Bacznym obserwatorem tamtych wydarzeń w stolicy Katalonii był polski mistrz mikrofonu - Włodzimierz Szaranowicz, który podziwiał efektowne zagrania Jordana i spółki, a później postanowił o nich napisać przedmowę do niniejszej publikacji.
Książka z serii #SQNOriginals jest dostępna na: https://www.labotiga.pl/sqn-originals-unikatowa-seria-ksiazek/26341-wysylka-ok-2807-dream-team-ksiazka-zakladka-gratis-sqn-originals.html
Fragment
- Masz kasetę z tym meczem? – zapytał Michael Jordan.
- Mam – odparłem, a on powiedział:
- Stary, wszyscy pytają o ten mecz. To było najfajniejsze ze wszystkiego, co mi się kiedykolwiek przytrafiło na parkiecie.
To znamienne dla legendy Dream Teamu, najbardziej dominującej ekipy, jaką kiedykolwiek udało się zgromadzić w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu, że Michael nie odnosi się do prawdziwego meczu, ale do wewnętrznego sparingu, który Dream Team rozegrał w Monte Carlo przed igrzyskami w 1992 roku. Ponad dwadzieścia lat temu Amerykanie rozegrali latem czternaście meczów – sześć w eliminacjach przedolimpijskich i osiem podczas samego turnieju w Barcelonie, gdzie w drodze po złoto miażdżyli kolejnych rywali. Największy opór stawiła niezła drużyna Chorwacji, która w finale igrzysk przegrała tylko 32 punktami. Standardowe zestawienia statystyczne nie mają w przypadku Dream Teamu żadnego sensu, a jego członków można było porównać tylko wtedy, kiedy rozgrywali bezpośredni pojedynek między sobą.
Zapis tamtego meczu to koszykarski Święty Graal, a jego opis znajdziecie w rozdziale 28.
Tamtego lata wraz z Dream Teamem przez Barcelonę przetoczył się sztorm idealny. Wszystko do siebie pasowało. Członkami drużyny byli niemal wyłącznie weterani NBA u szczytu lub prawie u szczytu swoich możliwości. Czekał na nich świat, który wcześniej mógł się cieszyć co najwyżej namiastką koszykówki NBA – igrzyska w Barcelonie były pierwszymi, do których dopuszczono zawodowców. Byli idealnym towarem eksportowym z kraju, który zajmował w świecie dominującą pozycję.
Scenariusz był wręcz doskonały, a kiedy gwiazdy Dream Teamu połączyły siły, przedstawienie okazało się jeszcze lepsze, niż ktokolwiek mógł przypuszczać… A przecież wszyscy i tak byli przekonani, że będzie fantastyczne. Byli jak Johnny Cash w więzieniu Folsom, jak Allman Brothers w klubie Fillmore East, jak Santana na Woodstocku. Larry Bird uważa: „Gdyby to się działo dzisiaj, ktoś zrobiłby z tego reality show".
Nazwiska Michaela Jordana, Magica Johnsona, Larry’ego Birda i Charlesa Barkleya wciąż pozostają znane i są cytowane w naszej kulturze nawet po dwudziestu latach. Nie chodzi tylko o to, że jeden z członków Dream Teamu, obecnie gwiazda telewizji, zainspirował didżeja Danger Mouse’a i rapera Cee Lo Greena do stworzenia duetu hiphopowego o nazwie Gnarls Barkley. Ani o to, że Magic Johnson (u Red Hot Chili Peppers i Kanyego Westa), Scottie Pippen (u Jaya-Z), Karl Malone (u The Transplants), no i Michael Jordan (nie da się wymienić wszystkich przykładów) byli tematem niezliczonych piosenek. Weźmy taki przykład: nazwisko Johna Stocktona, schludnie ubranego, mało widowiskowego rozgrywającego, pojawia się w nagranym w 2011 roku utworze rapera z Brooklynu, Nemo Achidy, a na okładce najpopularniejszej koszykarskiej gry komputerowej, NBA 2K12, znajdujemy wizerunki Jordana, Magica i Birda, a nie współczesnych zawodników – LeBrona Jamesa, Dirka Nowitzkiego czy Derricka Rose’a.