RED czyli ekscytujące życie emeryta w Ameryce
Zaczyna się jednak od Bruce'a Willisa, który jako Frank Moses wiedzie samotne życia emeryta na przedmieściu. Jedyną rozrywką są dla niego rozmowy telefoniczne z uroczą panią od kont emerytalnych (czyli pewnie tak jakby sobie gawędził z urzędniczką z ZUS-u). Spokój życia Franka zakłóca ekipa płatnych zabójców, która robi z jego domu kupkę wiórów i tym samym zmusza go do ucieczki. Okazuje się, że na zlecenie CIA ma on zostać zlikwidowany, a wraz z nim pewnie i urocza Sarah z ZUS-u. Tak, więc Frank porywa swoją potencjalną dziewczynę (dla jej bezpieczeństwa!), gromadzi ekipę starych kumpli z czasów gdy pracowali dla CIA (niektórzy także dla KGB) i postanawia się dowiedzieć co się do nędzy dzieje! Tropem Franka podąża młody agent William Cooper, który dostał zlecenie na likwidację irytującego 'dziadka' i jego towarzyszy.
Gwarancją dobrej rozrywki przez dwie godziny jest tu obsada. Bruce Willis jako czarujący ex-agent ciągle ma ten błysk w oku, Morgan Freeman jest zrównoważony i solidny, John Malkovich ma wzorcowego świra na punkcie spisków, Mary-Louise Parker wdzięcznie gra zagubioną ofiarę, a Helen Mirren prowadzi pensjonat, choć czasami ma taką wielką ochotę kogoś zastrzelić . Czyż nie urocze? Fabuła nie jest byt skomplikowana, nie ma tu miliona nazwisk i faktów, więc z radością można śledzić wybuchy, walkę wręcz i staroświecką kurtuazję męskich bohaterów w stosunku do dam.
W sumie nie ma co się rozwodzić nad całością, trzeba się po prostu wybrać do kina i cieszyć solidnym, niegłupim filmem akcji. Widok Johna Malkovicha z różową, pluszową świnką w objęciach jest tego wart.
Anna Pniok