Strach jest prawdziwy? pięć udanych horrorów found-footage [ZESTAWIENIE]
Przedstawiają one horrendalne wydarzenia, próbując naśladować dokument, czy coś w rodzaju filmu kręconego amatorską kamerą. W pełni stawiają na realizm wydarzeń, natomiast hermetyczne kadrowanie, albo kręcenie z ręki nieraz potrafią nadawać tego oryginalnego klimatu, ale i utrudniać odbiorcy zetknięcie się z danym tytułem; wszechobecny chaos miesza się tutaj z całkowitą swobodą aktorów (i samych dialogów), co daje widzowi na zmianę satysfakcję i trochę katorgi, jako że notorycznie potrafimy zadawać sobie pytania: „Dlaczego on to zrobił?”, „Przecież powinien zachować się inaczej, jak on mógł to zrobić?”. Chociaż narzekamy, tak oglądamy, odczuwamy, wymagamy mocniejszych emocji. Oto zestawienie pięciu udanych horrorów found-footage, którym nie tylko udało się przejąć serca fanów na całym świecie, ale i ich nieźle nastraszyć.
Blair Witch Project (1999)
Ten paradokument, bo tak zazwyczaj nazywa się Blair Witch Project, zarobił prawie pół miliarda dolarów (przy budżecie 60 tys!), a to wszystko za sprawą rewelacyjnie poprowadzonego marketingu. Film opowiada o grupie studentów, którzy wyruszają do lasu w poszukiwaniu legendarnej wiedźmy, a widz obserwuje ich poczynania dzięki nagranemu przez nich materiałowi. Naturalność tego horroru dobrze łączy się z mityczną otoczką wytworzoną od speców z PR-owego działu. Przez wiele lat wokół Blair Witch Project krążyły przerażające opowieści – ludzie zadawali sobie pytania, czy zaprezentowane przez twórców wydarzenia są prawdziwe, czy aktorzy wiedzieli, na co się godzą, a także, czy to prawda, że sama ekipa filmowa straszyła ich na planie. Jak się okazało, to wszystko bzdury, ale pewny pierwiastek tajemniczości pozostał. Do dzisiaj ta produkcja kojarzy się z nieprawdopodobnością i w pewnych kręgach cieszy się sporym uznaniem.
REC (2007)
Hiszpański REC jawi się jako straszydło w najczystszej postaci, ten imitujący reportaż twór od pierwszych sekund razi nas wybitnie wykreowanym klimatem, wiele daje też przyzwoicie napisana protagonistka, której kibicujemy, o którą zaczynamy się martwić i trzymamy kciuki, by wyszła cało z nastającego zagrożenia. To doskonały przykład, że technika found-footage miała się w tym okresie bardzo dobrze, co ciekawe, również i druga część (kontynuacja) potrafi utrzymywać poziom oryginału. Niestety, seria REC składa się z paru kolejnych filmów, które zamieniają się w prymitywną wersję krwawych slasherów, a te na pewno nie spodobają się zwolennikom kameralnych zdarzeń. Dajcie szansę hiszpańskiemu „dokumentowi”, bo ta rzecz potrafi zręcznie budować swoją własną dynamikę.
Wizyta (2015)
Bronić będę tego dziwacznego horroru, dlatego, że jest to porywająca historia o dwójce dzieciaków, które z daleka od kochanego rodzica, muszą skonfrontować się z koszmarnymi dziadkami i ich coraz bardziej przerażającymi zachowaniami. Film ten – od M. Night Shyamalana, mistrza kinowych zakończeń – jest kompozycją nad wyraz przemyślaną, a perspektywa (z początku) nic nieświadomego dziecka zaskakuje swoją realistycznością. Nie składa się wyłącznie z jump scare’ów, świadomie nawarstwia niepokój wprowadzony już na samym początku opowieści, a znakomicie odkryty plot twist zaskakuje, napastuje widza, nie daje mu w spokoju dokończyć tej mrocznej historii. Wizytę ogląda się do samego końca, w stresie, braku jakiejkolwiek swobody, lecz i w poczucie dobrze wykorzystanego czasu. Nie zapominajmy jeszcze o humorze, który reżyser traktuje jako dodatek, co nie zmienia faktu, że całkiem ciekawie kontrastuje on z przeciwstawną atmosferą, głównie bazującą na tajemniczości i dusznej nerwowości.
Paranormal Activity (2007)
Pewnie nie ma w tym momencie osoby, której choć raz nie obiła się o uszy nazwa tej serii. To prawdopodobnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych tytułów found-footage, który narrację opiera na eksploatowaniu tematyki „nawiedzonego domu”, poprzez obserwowanie wydarzeń z zapisek kamer. Mieszkańcy montują je we wszystkich pokojach, by bacznie kontrolować kuriozalne sytuacje, najczęściej dziejące się w nocy, wychodzące poza granicę „normalności”. Dzień po dniu budynek staje się większym zagrożeniem, a dom-pułapka, powiązany z mroczną przeszłością, nie zamierza być gościnny dla swoich właścicieli. Oglądanie wydarzeń nagranych przez kamery jest, o dziwo, emocjonującym doświadczeniem. Wymaga od widza nieustannego skupienia, ale warto się na trochę poświęcić. Zetknięcie z Paranormal Activity jest… ujmujące.
Tropiciele mogił (2011)
Zestawienie kończymy tytułem o wiele mniej znanym, przy tym podpinającym się pod kino klasy B. Jednak co to jest za film! Tropiciele mogił wybornie wykorzystują, sporo tu minimalistycznych środków, ale wykorzystanie motywu szpitala psychiatrycznego jest strzałem w dziesiątkę. Grupa filmowa postanawia spędzić noc w opuszczonym budynku – podobno w nim straszy, i to „podobno” jest słowem klucz. Okazja na prosty, przy tym intrygujący materiał szybko zamienia się w walkę o przetrwanie, a niedoświadczeni filmowcy przekonają się, że nie każdy reportaż to bajeczna kopalnia złota. Na uwagę zasługują: fenomenalna lokacja (zapamiętujemy ją na długo po skończeniu filmu), a także pojawiająca się intryga związana z badaniami prowadzonymi w szpitalu. Dajcie się porwać technice found-footage, nie zawiedziecie się! To gwarancja mocnych i niezapomnianych wrażeń.