Niecenzuralna strona klasyki rocka. Część I - Destrukcja

REKLAMA
Występujący na scenie muzycy tracili nad sobą kontrolę, odsłaniali za dużo, niszczyli, prowokowali i dawali się sprowokować. Zapraszamy do naszego mini cyklu, w którym przyjrzymy się bliżej takim incydentom. Tematem pierwszej części jest destrukcja.
REKLAMA

 Naszą podróż zaczniemy od festiwalu w Monterey. Trzydniowa impreza w tym kalifornijskim mieście była pierwszym, tak dużym wydarzeniem muzycznym lat 60. Słuchacze, którzy przybyli na miejsce, mogli wysłuchać wielu znakomitych twórców, jak chociażby: Janis Joplin, Paul Butterfield Blues Band, The Byrds, a także reprezentantów psychodelicznej sceny San Francisco. Jednak naszą uwagę zwrócimy na występy dwóch innych zespołów.  

REKLAMA

Początkowo zaplanowano, że koncert The Who odbędzie się po występie The Jimi Hendrix Experience. Jednak powyższa kolejność nie spodobała się Pete’owi Townshendowi. Gitarzysta twierdził, że Hendrix prezentował wyższy poziom muzyczny niż jego zespół, co niekorzystnie wpłynęłoby na odbiór jego grupy. Obawiał się również, że Amerykanin uprzedzi Anglików i zrobi coś, co było ich znakiem rozpoznawczym – zniszczy swój sprzęt na oczach publiki. Townshend podjął się próby przekonania kolegi do zamiany, ale nic nie wskórał, gdyż Hendrix znajdował się już w odmiennym stanie świadomości. Z pomocą przyszedł John Phillips, jeden z członków The Mamas and the Papas, i zaproponował rzut monetą. Przegrany miał zagrać później. Los zadecydował, zgodnie z życzeniem Townshenda, że to Hendrix wystąpi jako drugi.

Koncert The Who zakończył się standardowym zdewastowaniem sprzętu. Część widzów była zachwycona, inna zakłopotana, zaś Ravi Shankar zdegustowany tym, w jaki sposób ze swoim instrumentem obszedł się Townshend. Zapewne hinduski wirtuoz gry na sitarze musiał przeżyć szok, gdy zobaczył, co z gitarą zrobił Hendrix. Na sam koniec występu muzyk uklęknął, oblał benzyną i podpalił Fendera, a później go roztrzaskał. Wśród publiczności oglądającej występ Amerykanina znalazł się też Townshend z Mamą Cass. Koleżanka z The Mamas and the Papas, zaskoczona tym co wydarzyło się na scenie, skomentowała, że niszczenie gitary należało dotąd do specjalności jedynie członka The Who. Pete miał wtedy odpowiedzieć, iż tak zwykle było, aż do tego wydarzenia. Niedługo potem poprosił Hendrixa o to, aby ofiarował mu jakiś zachowany kawałek instrumentu, lecz gitarzysta nie miał zamiaru tego uczynić. Wyjaśnił natomiast później, dlaczego dopuścił się owego symbolicznego aktu: Podpalenie gitary było niczym złożenie ofiary. W ofierze składasz rzeczy, które kochasz. Kochałem swoją gitarę.        

 

Trzy miesiące później zespół The Who wziął udział w programie telewizyjnym The Smothers Brothers Comedy Hour. Podczas debiutu w amerykańskiej telewizji muzycy dokonali najsłynniejszej destrukcji w swojej historii. Finał wykonywanego wówczas utworu, My Generation, przerodził się w demolkę. Panowie, za wyjątkiem Johna Entwistle’a, który zachowując stoicki spokój kontynuował grę na basie, w widowiskowy sposób niszczyli wszystko co znajdowało się w pobliżu. W pewnym momencie nastąpił wybuch. Już wcześniej Keith Moon umieszczał materiały wybuchowe w jednym ze swoich dwóch bębnów basowych, jednak z okazji występu w show ulokował ich znacznie więcej w zestawie perkusyjnym. Gdy perkusista zdetonował ładunki, na widowni rozległ się krzyk przerażenia, a po chwili śmiechy i brawa. Niestety, nie bez szwanku z sytuacji wyszedł Townshend. Gitarzysta stał zbyt blisko perkusji, przez co jego fryzura zajęła się ogniem. O wiele większą szkodę wyrządziła głośność detonacji, albowiem muzyk w znacznym stopniu utracił zmysł słuchu. Od tamtej pory zmaga się również z towarzyszącym bólem. 

 

Kolejny przystanek w tej opowieści to California Jam. Jednodniowy festiwal zgromadził tłum spragnionych muzyki fanów. W celu sprawnego przeprowadzenia wydarzenia organizatorzy wpadli na błyskotliwy pomysł. Chcąc uniknąć niepotrzebnych przerw przygotowali trzy sceny: gdy na jednej trwał występ, na drugiej szykowano sprzęt na następny, a na trzeciej sprzątano po poprzednim. Plan wypalił, aż za dobrze, gdyż zaoszczędzono ponad godzinę. Dodatkowy czas okazał się kością niezgody między organizatorami a Deep Purple. W trakcie przedfestiwalowych negocjacji zespół uzgodnił, że wystąpi, gdy zapadnie zmrok. W związku z tym, że nad Kalifornią nadal świeciło Słońce, grupa odmówiła wejścia na scenę. Szczególnie niechętny był Ritchie Blackmore. Nie robiły na nim wrażenia kolejne, coraz bardziej stanowcze żądania organizatorów oraz przedstawicieli wytwórni, ani też wzrastająca irytacja publiczności. Gitarzysta pozostał niewzruszony nawet wtedy, gdy wytoczono przeciw zespołowi największe możliwe działo z arsenału - jeśli muzycy nie pojawią się za chwilę przed słuchaczami, nie tylko w ogóle nie zagrają, ale też zostaną wyciągnięte względem nich konsekwencje. Wreszcie tym, który ugasił pożar okazał się jeden z członków obsługi technicznej grupy. Wparował na estradę i krzycząc zadał pytanie zgromadzonym, czy chcą zobaczyć zespół. Tłum wydał oszałamiający okrzyk aprobaty. Po blisko godzinie Purple pojawili się na scenie.

REKLAMA

Myliłby się ten, kto pomyślał, że to koniec problemów. W kontrakcie widniał również zapis dotyczący nie zasłaniania kamerą gitarzysty przed widzami. Niestety, jeden z kamerzystów nie przestrzegał powyższej zasady, co rozwścieczyło Blackmore’a. Muzyk znany był z dość swobodnego podejścia do swojego instrumentu, wielokrotnie w przeszłości dawał temu wyraz. Tym razem przeszedł samego siebie. W takcie finałowego wykonania Space Truckin’ wpierw szorował gitarą po brzegu sceny, następnie ją podrzucał i energicznie nią wymachiwał, potem uderzał w nią butem i palcami, aż wreszcie spuszczał ją w fosie pomiędzy estradą a widownią. Gdy pod wpływem ciężaru kabel się odpiął, a gitara spadła na ziemię, niczym nieprzejęty gitarzysta wziął drugą. W tamtym momencie Blackmore postanowił ukarać kamerzystę. Wymierzył kilka ciosów prosto w kamerę. W dalszej części destrukcyjnego szaleństwa, ogarnięty furią złamał gryf instrumentu uderzając nim o podłogę. Kiedy zmaltretowana gitara nie nadawała się już do niczego, rzucił nią w kierunku publiczności. Podczas gdy gitarzysta składał na ołtarzu ofiarę z trzeciego już Fendera, jeden z techników podpalił tacki z benzyną umieszczone wokół kolumn. Nastąpiły dwa wybuchy, w wyniku których na ułamek sekundy zapaliły się włosy muzyka. Chwilę później Blackmore uznał, że dookoła znajduje się zbyt wiele sprzętu i postanowił pozbyć się kilku elementów ze sceny. Oczyściwszy estradę, powrócił do pastwienia się nad gitarą. Po ostatnich dźwiękach utworu, przy wrzawie słuchaczy, ukłonił się i udał za kulisy. Aby uniknąć aresztowania został przetransportowany helikopterem do hotelu. Obok tego co wyczyniał Blackmore organizatorzy i kamerzysta nie mogli przejść obojętnie. Postanowili złożyć pozwy sądowe. Do nich dołączyli członkowie Emerson, Lake & Palmer, którzy uznali, że wydarzenia związane z Deep Purple wpłynęły niekorzystnie na ich koncert. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach, a zespół musiał zapłacić jedynie karę za zniszczoną kamerę. 

 

Wspomniane trio Emerson, Lake & Palmer zwieńczyło California Jam. I choć po zakończeniu festiwalu przyłączyło się do grona osób oskarżających Purpli, tak po latach Carl Palmer przyznał, że to był ich najlepszy występ. Owej nocy Keith Emerson wykonał najbardziej szalony trik w swojej bogatej scenicznej karierze. Podczas wykonywania The Great Gates of Kiev zasiadł za fortepianem, po czym lewitował kilka metrów nad ziemią, aż w końcu wykonał sześć pełnych obrotów w powietrzu.

 

Emerson był wirtuozem instrumentów klawiszowych, potrafił zagrać skomplikowane partie. Inspirację dla swojego scenicznego zachowania czerpał od Jimiego Hendrixa. Klawiszowiec nie zamierzał jedynie przebierać palcami, zamierzał dawać show. Nierzadko używał sztyletów, które wbijał lub rzucał w instrument. Ciekawostkę stanowi fakt, że kiedyś kilka noży ze swojej bogatej kolekcji przeróżnych pamiątek przekazał muzykowi Lemmy Kilmister. Jednak jak tylko dowiedział się, co z nimi wyprawia Emerson, poprosił go, żeby tego nie robił. W przyszłości klawiszowiec używał już innych egzemplarzy ostrych narzędzi.

 

Oprócz dźgania członek ELP wielokrotnie bujał, obracał organy, majstrował przy ich technicznych ustawieniach, wskakiwał na Hammonda niczym na konia, jakby chcąc go ujeżdżać, aż wreszcie kładł się na podłogę i przygnieciony instrumentem grał na nim z drugiej strony, mając klawisze do góry nogami. Warto jeszcze w tym miejscu dodać, że w trakcie występu na festiwalu na wyspie Wight, który był dopiero drugim koncertem supergrupy, zespół wystrzelił z dwóch armat. W ten oto sposób, z hukiem, panowie obwieścili obecność nowego zespołu w rockowym światku.

REKLAMA

To tylko najsłynniejsze przykłady destrukcji instrumentów. Sprzęt niszczyli także chociażby członkowie Nirvany. Nie należy zapominać również o wybryku Paula Simonona, który rozbił swoją gitarę basową w trakcie jednego z nowojorskich występów. Moment został uwieczniony na zdjęciu, które później ozdobiło okładkę trzeciego albumu studyjnego The ClashLondon Calling. Przyczyny opisanych czynów były przeróżne. Muzycy dawali upust swoim emocjom, chcieli zwrócić na siebie uwagę, czy też najzwyczajniej wprawić w osłupienie publiczność. Wszystko to im się udało.

W następnej części rzucimy za to okiem na to, co zwykle jest niewidoczne.   

Bibliografia:

Assante E., Legendy rocka, Ożarów Mazowiecki 2011.

REKLAMA

Popoff M., Motörhead: ochlejmordy i zadymiarze, Kraków 2018.

Thompson D., Deep Purple: Smoke on the Water. Opowieść o dobrych nieznajomych, Kraków 2013.

Townshend P., Kim jestem, Wrocław 2014.

REKLAMA

SŁUCHAJ ROCK RADIA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA