Charlie Watts - pierwszy dżentelmen rock and rolla

REKLAMA
Jako młodzieniec stał na uboczu, traktował własną osobę zbyt poważnie i myślał, że Buddy Holly to jakiś świetny żart. Z czasem stał się członkiem i zarazem ostoją legendarnego zespołu. Starannie ubrany, o nienagannych manierach, po prostu lubił grać na bębnach. W poniższym tekście przypomnimy sylwetkę zmarłego perkusisty.
REKLAMA

Na początku działalności The Rolling Stones, w wywiadzie udzielonym jednemu z czasopism Brian Jones stwierdził, że ostatnim ogniwem, którego brakuje zespołowi, aby odnieść podobny sukces co Beatlesi, to posiadanie w swych szeregach fajnego gościa od bębnów. Po nieudanych próbach z innymi perkusistami, w końcu znaleźli odpowiednią osobę. A dokładniej rzecz ujmując, usłyszeli, jak gra w grupie Alexisa Kornera. Niedługo potem do zespołu dołączył Charlie Watts.

REKLAMA

Muzykom przypadł do gustu styl gry Wattsa. Perkusista nawet podczas grania szybkich piosenek pozostawał prawie nieruchomy oraz posiadał swój mały trik – przy dwóch ze standardowych czterech uderzeń cofał pałeczki, dzięki czemu grał tylko połowę tego co inni koledzy po fachu. W trakcie pierwszego wspólnego występu Jones był na tyle oczarowany grą Wattsa, że wkrótce chwalił się, że Stonesi mają najlepszego młodego perkusistę w Londynie.

Swoją przygodę z wystukiwaniem rytmu mały Charlie zaczął od używania w tym celu garnków i patelni. Pierwszy zestaw perkusyjny otrzymał od rodziców w prezencie bożonarodzeniowym. Marzeniem młodzieńca było występowanie na jednej scenie z takimi tuzami, jak John Coltrane i Miles Davis. Chociaż nie udało mu się spełnić tego życzenia, już w czasach kariery w The Rolling Stones grywał w grupach jazzowych, a nawet wydał kilka albumów z tego rodzaju muzyką  

Charlie należał do grona zdolnych uczniów, bez kłopotów zaliczał kolejne szczeble edukacji. Jedyną trudność sprawiał mu język angielski pisemny. Aby uniknąć bolączek związanych z pisaniem, swoje myśli wyrażał poprzez rysowanie dowcipnych komiksów. Umiejętność opowiadania historii poprzez rysunki pozwoliła mu przygotować, a później opublikować książkę Ode to a High-Flying Bird,  poświęconą słynnemu amerykańskiemu saksofoniście, Charliemu Parkerowi.

Watts, w przeciwieństwie do kolegów z zespołu, stronił od rozrywkowego trybu życia. Na początku kariery w zespole większość wieczorów spędzał w domu rodziców, którzy z niemałym zaskoczeniem czytali w prasie artykuły o zespole. Pani Watts dziwiła się opisom, że jej syn jest brudny i niechlujny, mając w pamięci fakt, że kiedy przebywał pod rodzinnym dachem, stale okupował łazienkę, dopieszczając swój wygląd. Nie mniejszą konsternację wykazywał Pan Watts, który podkreślał, że w każdy piątkowy wieczór, jeśli tylko miał czas, Charlie jechał metrem po ciastka dla rodziców.

REKLAMA

O tym, że miał inny stosunek do życia niż koledzy niech świadczy chociażby historia z trzydniowego pobytu w rezydencji Hugh Hefnera. Wówczas każdy z muzyków miał prawo wybrać sobie dziewczęta, z którymi miło spędzi czas w zaciszu swojego dźwiękoszczelnego pokoju. Jedynym Stonesem, który nie skorzystał z okazji był Watts. W tym czasie wolał pograć w bilard.

Swego czasu perkusista zakupił rezydencję z czasów Tudorów, w której oddawał się kolekcjonowaniu XIX-wiecznych amerykańskich mundurów wojskowych, żołnierzyków i płyt jazzowych. Chętnie zasiadał też za kierownicą swojej lagondy rapide z 1937 roku. Jednak z powodu braku prawa jazdy, nigdy nie opuszczał swego garażu. Gdy pozostali Stonesi oddawali się hulace i swawoli, perkusista po całym dniu pracy w studiu wracał do domu, aby zjeść z żoną, Shirley Shepherd, kolację. Dla przyjemności chodził na wszystkie koncerty jazzowe, na jakie tylko mógł, zaś wolne weekendy przeznaczał na odgrywanie utworów Theloniusa Monka lub Charliego Parkera.

Spokojny na co dzień, jednak kiedy wymagała tego sytuacja potrafił stanowczo wyrazić swoje zdanie lub nawet użyć pięści. Gdy Andrew Oldham, menedżer zespołu, w uszczypliwy sposób skomentował nowinę o ślubie perkusisty, Watts oderwał się od oglądania telewizji, uderzył Oldhama w twarz, oberwał rękawy od marynarki i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. Natomiast kiedy Mick Jagger pracował nad swoim solowym projektem, będąc pod wpływem alkoholu zadzwonił do kolegi o piątej nad ranem i nazwał swoim perkusistą. Watts wstał, wykonał poranną toaletę, założył swój elegancki strój, podszedł do Micka i wymierzył tak potężny cios, że wokalista stracił przytomność. Na odchodnym powiedział, żeby nigdy więcej Jagger tak go nie nazywał.   

Watts nie przepadał za wielomiesięcznymi trasami. Przyznawał, że jedynie co mu się w nich podoba, to koncerty. Nosił się nawet z zamiarem opuszczenia zespołu. Został przekonany, aby tego nie robił, gdyż trudno byłoby mu utrzymać swoje posiadłości. Preferował spędzanie czasu w domu i między innymi hodowanie owczarków. Wraz zespołem wystąpił kilka razy w Polsce, jednak fani z nad Wisły mogli spotkać go znacznie częściej. Watts był bowiem zapalonym entuzjastą jazdy konnej, stąd też brał udział w aukcjach w Janowie Podlaskim.

REKLAMA

W swoim życiu miał kilka zakrętów, śmierć ojca i problemy rodzinne spowodowały że zaczął nadużywać alkoholu i narkotyków. Ilość zażywanych substancji wprawiła w osłupienie samego Keitha Richardsa. Na szczęście, perkusiście udało się porzucić uzależnienia. Wygrał także swoją walkę z rakiem krtani. Niedawno przeszedł operację, którą wykonano po tym, jak się poddał rutynowym badaniom lekarskim. Choć przebiegła pomyślnie, musiał zrezygnować z jesiennej trasy po Stanach Zjednoczonych. Po raz pierwszy od ponad pół wieku miał opuścić koncert Stonesów. Niestety, już nigdy nie zasiądzie za zestawem perkusyjnym. Charlie Watts zmarł 24 sierpnia 2021 roku w wieku 80. lat.

Bibliografia:

Sanford C., The Rolling Stones: zespół, który się nie poddaje żadnej definicji, Warszawa 2012.

REKLAMA

SŁUCHAJ ROCK RADIA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory