Nie żyje Randy Meisner. Współzałożyciel zespołu Eagles odszedł w wieku 77 lat

REKLAMA
Zmarł Randy Meisner - basista i wokalista zespołu Eagles. Odszedł w środę 26 lipca w wieku 77 lat. O jego śmierci poinformowali na Facebooku przyjaciele z zespołu muzyka.
REKLAMA

O śmierci Randy'ego Meisnera poinformował na swoim oficjalnym profilu na Facebooku zespół Eagles. Mężczyzna był jednym z założycieli tego sławnego bandu. Przyczyną śmierci muzyka była przewlekła obturacyjna choroba płuc. 

REKLAMA

Zobacz także: Slash o filmie na temat Guns N' Roses. "Nie chcę być tego częścią"

Jako oryginalny basista pionierskiej grupy country-rockowej Poco, Randy był na czele muzycznej rewolucji, która rozpoczęła się w Los Angeles pod koniec lat 60. W 1971 r. Randy, wraz z Glennem Freyem, Donem Henleyem i Berniem Leadonem, założył zespół Eagles i przyczynił się do powstania albumów "Eagles", "Desperado", "On The Border", "One of These Nights" i "Hotel California - napisali muzycy w oficjalnym oświadczeniu na Facebooku. 

Śmierć kolejnego muzyka 

Kilka lat temu (w 2016 roku) zmarł gitarzysta Glenn Frey - był pierwszym z założycieli Eagles, których nie ma już wśród nas. Eagles to amerykańska grupa countryrockowa i folkrockowa, założona na początku lat 70' w Kalifornii. Jest znana głównie dzięki łagodnym, akustycznym utworom utrzymanym w stylu Americana, wzbogaconymi głębokimi harmoniami wokalnymi. 

Zobacz także: Kill 'Em All" ukazało się 40 lat temu! Metallica świętuje

REKLAMA

Z jakiego powodu Randy Meisner odszedł z Eagles? 

Randy zdecydował się opuścić zespół w 1977 roku. Był wykonawcą wielkich przebojów, takich jak "Take It To The Limit" czy też "Hotel California". Mężczyzna odszedł, gdy ich singiel „Take It to the Limit" stał się popularny. Był on współautorem hitu, który stał się jedną z najlepiej zapamiętanych piosenek grupy.  

Ciekawostką może być fakt, że piosenka stała się hitem głównie dzięki niezwykle charakterystycznemu, falsetowemu wokalowi Randy'ego. Niestety muzyk nie przepadał za światłami jupiterów i nie lubił być w centrum uwagi. Trema zawładnęła życiem tego skromnego chłopaka. 

Wiele lat później Randy udzielił wywiadu dla portalu "Rolling Stone". Opowiedział tam o swojej tremie i jak wielki problem miał z występami przed dużą publicznością. 

- Zawsze byłem trochę nieśmiały. Chcieli, żebym stanął na środku sceny i zaśpiewał„ Take It to the Limit ", ale lubiłem być poza centrum uwagi - zdradził muzyk w rozmowie z "Rolling Stone". 

REKLAMA

Zobacz także: Ozzy Osbourne po kolejnej operacji. Czy wróci na scenę?

Niesnaski i pożegnanie z bandem 

Napięcie sięgnęło zenitu, kiedy zespół wydał „Hotel California" w 1976 roku. Eagles byli wówczas przez dłuższy czas w trasie koncertowej. Odbiło się to na zdrowiu Randy'ego. Jego małżeństwo chyliło się ku upadkowi, a mężczyźnie zaczęły doskwierać samotność i liczne pokusy w postaci pięknych fanek. Randy "wybuchł" w 1977 roku na koncercie w Knoxville. 

Mój wrzód zaczynał działać i miałem też ciężki przypadek grypy. Mimo to wszyscy świetnie brzmieliśmy na scenie, publiczność była zachwycona tym występem i zostaliśmy wezwani na kolejny bis. - Nie ma mowy - powiedziałem. Byłem zbyt chory i ogólnie miałem dość. Zdecydowałem, że nie zamierzam się wycofywać. - napisał Randy w swojej biografii „To the Limit: The Untold Story of the Eagles" z 2004 roku. 

Decyzja muzyka wywołała sprzeczkę wśród członków zespołu. Skończyło się na rękoczynach, a sam Randy stał się odtąd wyrzutkiem. Opuścił Eagles pod koniec trasy. Dołączył ponownie do grupy w 1998 roku, jednak ostatecznie wybrał karierę solową. 

REKLAMA

Zobacz także: Skrzypaczka zagrała wielki hit Led Zeppelin. Musicie to usłyszeć!

REKLAMA

SŁUCHAJ ROCK RADIA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA